Sierpień
2013
Galeria zdjęć
Trasa
Dzień 1 - 15.08.2013
Trenta - parking Flori - na Kotlu - Zavetisce pod Spickom - Velky Ozebnik (przeł) - Jalovec(2645) - parking Flori - Bovec
Dzień 2 - 16.08.2013
Bovec - Predel - parking przy Jezernicy - Rifugio Corsi(1874) - Jof Fuart(2666) - Rifugio Corsi(1874)
Dzień 3 - 17.08.2013
Rifugio Corsi(1874)- parking przy Jezernicy - Tarvisio - Polska
Sierpień 2007
Galeria zdjęć
Dzień 1 (2007.08.07) - Vrsic(1611) - Grebenec - M.Mojstrovka(2332) - Hanzova pot - Vratca(1807) - Vrsic(1611) - Trenta
Dzisiejszy dzień tutaj jest dalszym ciągiem naszej podróży rozpoczętej tak szczęśliwie w
Wysokich Taurach
. Z powodu
niepomyślnych wieści pogodowych przyjeżdżamy
tu znów z lekkim stresem, czy nie powtórzy się
nam pogodowe hy z 2005. Ale nie uprzedzajmy faktów. Dziś
jesteśmy już w Słowenii i po stresującym wjeździe autkiem na Vrsic i
powitaniu z baranami, w upalny wtorek ruszamy na Małą Mojstrowkę. Jest
ciepło nawet bardzo, cieszymy się widokiem z Vrsic, którego
nie dane nam było widzieć wtedy za pierwszym razem.
Podchodzimy czymś
ochrzczonym przez mapę mianem Grebenec. Idzie się gładko choć pod
przełączką
już krucho. I tu pierwsza radość: tak poszukiwany przez nas
Campanula zoysii
tuż pod naszymi stopami. Cieszę się jak dziecko, zwłaszcza, że badylek śliczny jak malowane. Pstrykam toto, zakładamy kaski i udajemy się piargiem na szczyt Małej Mojstrowki. Droga się sypie jak to w Julijcach. Szlak istnieje iluzorycznie tylko na mapie. Na szczęście jest łatwo. Widzimy całą grań Bavskiego Grintavca i ostre Pelce. Niebo śrydnie, a konkretnie kłębiaste chmury i gorąc. Szczyt w nagrodę oferuje nam piękną panoramkę Prisojnika, kawałek Jalovca i Mangartu. Postanawiamy schodzić ferratą Hanzowa pot. Faktycznie jak obiecał przewodnik nie jest trudna. Idzie się dość gładko początkowo bez ubezpieczeń, później cały czas z linką przy boku. Jest relakusjąco aż do chwili gdy słyszymy ni stąd ni z owąd wyraźne grzmoty. Co to się działo od tej chwili. Dostaliśmy niezwykłego przyspieszenia. Strach mieszał nam karabinki na linie. W ekspresowym tempie poganiani pomrukami burzy zeszliśmy szczęśliwie aż do przełęczy Vratca, skąd już łatwo i bez stresu aż na Vrsic. Uf.. uciekliśmy burzy. Teraz czeka nas tylko stromy zjazd do Trenty gdzie znajdujemy camping i odsapujemy. Oczywiście już wieczorem zaczyna się klasyczne jak dla nas w Trencie dobawianie deszczem. Góry zapirzone chmurkami, z rozległych krystalicznych panoram nici. Na razie jednak jeszcze jesteśmy optymistami:)
Dzień 2 (2007.08.08) - Trenta - Soca(480) - Pod Zjabci - Pl. za Skalo(1510) - V. vrata(1924) - Pl. za Skalo(1510) - Soca(480) - Trenta
Ranek oczywiście pogodowa kicha.
Ech my to mamy szczęście w tych Julijcach. Pakujemy namiot i przenosimy
się rankiem na tańszy camping Triglav w Trencie ( 6 euros od osoby bez
dodatkowych opłat). Wyruszamy na szlaczek bezłańcuchowy w stronę
Triglawskich Jezior.
Startujemy w Socy w okolicach Vrsnika zostawiamy
auto przy drodze i do góry. Długo długo lasem dosyć
przyjemnymi zakosami dochodzimy do Planiny za Skalo by stamtąd już
widać niezbyt uczęszczanym traktem udać się w stronę przełęczy V. Vrata
(1919). Krajobraz robi się nam nieco marsjański. Wokół
piękne krasy, dziury w skałach taki mały naziemny labirynt. Na niebie
też pełen Mars. Widać że niebo robi się już tu i ówdzie
granatowe. Mimo to do Vraty dochodzimy i zarządzamy odwrót.
Po drodze znów chlebek ryżowy (brrr), sasanki i cyklamenki
na osłodę.
Dzień 3 (2007.08.09) - Trenta - Log pod Mangartom(651) - Koritnica - Log pod Mangartom(651) - Trenta - Zadnjica - Trenta
Od rana leje och leje leje. Nawet wizyta w
toalecie urasta do rangi
wyprawy w przeciwdeszczowym niemal ekwipunku. Optymistycznie budzimy
się
z samego rańca mając nadzieję na użycie na Jalovcu. Zamiast tego robimy
lajt dzień i wybieramy się autem do Bovca
i zwiedzamy Dolinę Koritnicy
w Logu pod Mangrtem. Wcześniej jednak tuż przy toalecie damskiej
fotografuję
ćmę giganta
tuż przed szóstą. W niedługim czasie the ladies stają się obiektem pielgrzymkowym rodzin z dziećmi obficie fotografujących to cudo tkwiące nieruchomo ponad 1,5h w tym samym miejscu. Ale wracając do Koritnicy - początkowo brzydko zapirzona chmurkami sili się na ładny gest i pozwala nam sfotosować Jalovca. Oczywiście całe późne popołudnie jest już pogodowo znośnie tylko co z tego skoro o tej porze to można co najwyżej dojść do początku szlaku:( Na pocieszenie robimy sobie ślicznego Pihavca z Trenty w aureolce malutkich chmurek oraz Kanjavca z Zadnjicy.
Dzień 4 (2007.08.10) - Trenta na Logu(620) - Zadnjica - Pogacnikov dom(2050) - Dovska vrata(2180) - Stenar(2501) - Pogacnikov dom(2050) - Trenta na Logu(620)
Skuszeni prognozami i porankowym
błękitem uderzamy na Stenar wprost o 6.00. Odgrzewamy
wspomnienia
naszego debiutu z 2005 w Julijcach. Wracają wspomnienia poślubne,
ech...
Bijemy własny rekord do Pogacnikov Dom w 2h50min by wraz z
ciągle pogarszającym się niebem po chwilce wytchnienia myknąć w stronę
Stenara. Tuż przed samym Pogacnikov natomiast czeka na nas miła
niespodzianka w postaci koziorożca.
Gadzina wcale się nie boi,
podchodzimy do niego blisko coraz bliżej fotosując namiętnie a ten
zupełnie obojętnie początkowo, w końcu zaś odwraca głowę w gęście : no
dobra jedno zdjątko i dajecie mi spokój. Zdjątka co prawda
zrobiliśmy dwa ale zgodnie z umową poszliśmy sobie prędko do
góry gonić resztki bezchmuru. W okolicach Bovskiego Gamsovca
robi się już tradycyjnie mglisto. Idziemy sportowo, na olimpiadę. Z
obiecanej fantastycznej severnej steny Triglava widzimy jedno wielkie
Hy. Z ciekawszych widoków widzę puszkę zdobywców
(oczywiście też Mężusia). Popasujemy co nieco - ech ryżowy
dmuchaniec... i schodzimy w pełni mgły i lekkiego hyca. Urzeka nas
krajobraz krasu Kriskih Podih. Jest prawdziwie księżycowo. Wracamy mimo
wszystko urzeczeni.
Wrzesień 2005
Galeria zdjęć
Pomysł na wyprawę w Alpy
Julijskie zrodzil się potrzeby chwili a raczej zorganizowania 'czegoś'
na tzw. podróż poslubną. Ze względu na porę roku - wrzesień
wybór padł na Julijce, gdyż uznaliśmy, że "w te Alpy jeszcze
można". Tym sposobem skompletowaliśmy motywacje i dobre chęci i
zaczęliśmy grzebanie w Internecie w poszukiwaniu tzw. wieści. Okazało
się jednak, że wieści jest mało czyli mamy dobry a nawet bardzo dobry
powód, żeby jechać w Julijce.
Mężuś jako ten bardziej poskladany postanowił nawet zakupić przewodnik
dostępny w sieci konkretnie książeczkę "Perciami Alp Julijskich" J.
Płonczyńskiego i tym sposobem mieliśmy już 2 pozycje z tzw. literatury,
czyli wspomnianą pozycję oraz Nowickiego "Słoweńskie Alpy Julijskie".
Obie przydały się nam później w równym stopniu
-pierwsza jest nowsza, druga bardziej wyczerpująca.
Na miejsce dostaliśmy się
podróżując partiami: z Polski do Udine we Włoszech stamtąd
do Goricy pociagiem, piechotą na słoweńską stronę Goricy i
taksówką (niepotrzebną!!-można było miejskim autobusem) na
dworzec "PKS" skąd odjechaliśmy do przesiadkowego Tolmina i stamtąd do
Bovca. Tam uszom naszym nie wierząc dowiedzieliśmy się, iż do docelowej
Trenty autobusów poza wakacjami nie ma (sic!) i pani w
informacji turystycznej może nam zamówić co najwyżej
taksówkę za 25 euro. Chcąc nie chcąc daliśmy się naciągnąć i
tym sposobem dotarliśmy. Nocleg załatwiliśmy na miejscu w informacji
turystycznej (jeśli chce się coś taniego trzeba się tego wyraźnie
domagać!).
Nocowaliśmy w samym centrum Trenty niedaleko sklepu za trochę ponad 10
eurosów za dzień od osoby co nie jest może mało ale w Bovcu
nas straszyli 16 no więc uznaliśmy że jest OK. Kwaterka była bardzo
przyjemna doskwierał tylko wyraźnie brak kuchni, całe szczęście
mieliśmy swoją grzałkę. Na miejscu do dyspozycji był sklep,
którego godziny otwarcia zupełnie odjazdowe - tylko rano i
późnym popołudniem, wiec trzeba się zaopatrzyć, kiedy można
na zapas. Ceny - przyzwoite, ale to było jeszcze za czasów
tolarów, teraz wszystko leci w eurosach. Wyboru też
specjalnie nie ma, ale przeżyliśmy na tym co było. Podstawowym
problemem w czasie naszego wyjazdu okazał się jednak brak samochodu!!
Komunikacja poza sezonem nie istnieje. Podobno jeżdżą jakieś prywatne
busy, ale nigdy żadnego nie widzieliśmy, a już na pewno nie jeżdżą w
gorszej pogodzie. Tak więc, jako środek lokomocji mieliśmy tylko i
wyłącznie własne nogi. Zmieniliśmy całkowicie zdanie na temat słabej
komunikacji poza sezonem w słowackich Tatrach Zachodnich: O gdyby
chociaż ze trzy SAD-y przyjechały do Słowenii!!
Dzień 1 (2005.09.13) - Trenta na Logu(620) - Zadnjica - Pogacnikov dom(2050) - przełęcz Planja(2340) - Razor(2601) - przełęcz Planja(2340) - Pogacnikov dom(2050) - Trenta na Logu(620)
Budzimy się ciemną nocą (ze
względu na okalające Trentę góry słońce wstaje tu bardzo
późno), czyli o 5.30 i ruszamy na podbój Razora,
który jak przeczytaliśmy jest najlepszy by zapoznać się z
Julijcami. Zaczynamy z Trenty na Logu (620) i mozolnie leziemy do
Pogacnikov dom na Kriskih Podih (2050) czyli ni mniej ni więcej tylko
tyle co na Krywań z Trzech Studniczek. Po drodze mijamy kozice i
podziwiamy widoki, łapiemy co chwilę oddech, droga nie powiem dłuży
się. W krótszym niż przepisowo czasie (podają 4h byliśmy w
3,5h) osiągamy Pogacnikov dom, jemy , pijemy, gapimy się:).
Robi się pięknie ale jak zwykle nachodzą chmury-prześladowcy. Zbieramy
graty i lecimy na Razor. Droga początkowo skalista zmienia się w piarg
i tak osypując się docieramy na przełęcz Planja skąd widoki wyciskaja
mi łezki (jakaś taka miętkość w nogach się robi:)) i czuję jak marzenia
się spełniają. Na lewo i prawo wszędzie cebulowe skały tzn warstwowe i
jakby rozlewające się. Robimy życiowy rekord wysokości przecież !!
Chwila jest coraz bardziej podniosła w miarę jak się wznosimy. Po
drodze jeszcze kozice wredoty spuszczają na nas kamienie, nie rozumiem
do tej pory za co!! Szczyt Razora (2601) zdobywamy sami, zresztą przez
całą drogę nie spotykamy nikogo poza panem widzianym przez okno w
Pogacnikov dom. Na szczycie chmury jak zwykle dokazują mocno, ale udaje
się nam zrobić 3/4 panoramki. SUKCES!!! Zadowoleni jak diabli zawracamy
i dowlekamy się do Trenty. Zrobilismy w górę prawie 2
kilometry i tyle samo w dół. Uff..
Dzień 2 (2005.09.14) - Trenta na Logu(620) - Trebiski Dol - Zasavska koca(2071) - Hribarice - Kanjavec(2569) - Hribarice - Zasavska koca(2071) - Trebiski Dol - Trenta na Logu(620)
Nazajutrz postanawiamy
równie rozruchowo przebiec się na Kanjavec. Zaczynamy w
Trencie i przez Trebiski Dol bardzoooo długo lasem bez
widoków (bardzo dużo mylnych dróg ale wszystkie
się prędzej czy później łączą) wchodzimy w coś co przypomina
plątaninę autostradek.
Mulatierą podchodzimy do upragnionego schroniska Zasavska Koca gdzie
odsapujemy, oglądamy ciekawie zawieszony kibelek i ruszamy w
dół do stawków nazwanych tu szumnie Jezerami.
Mijamy stawek Rjava mlaka i skrótem wleczemy się w kierunku
Hribaric, które okazują się być labiryntem skalnych
złomów. W drodze nie wierząc sami sobie lokalizujemy na
pobliskim wzniesieniu koziorożce!!!! Oczywiście zdjątko jest rozmazane,
ale kozica to na pewno nie jest za duże i zbyt wygięte rogi. Na
podejściu pod sam Kanjavec roi się od rozpadlin skalnych i zastanawiam
się jak tam w zimie to wygląda, pewnie tubylcy wiedzą jak je omijać.
Widok z Kanjavca poraża zasiegiem, szczególnie wspaniale
prezentuje się Triglav, nad którym co chwilkę zawiesza się
jakaś chmura. Szczyt okupują wrończyki świergocząc po swojemu. Zejście
zajmuje nam prawie tyle co wejście czyli z 5,5h. Wszędzie tu daleko jak
diabli..
Dzień 3 (2005.09.15) - Trenta na Logu(620) - Zadnjica - Skok - Trzaska koca(2151) - Dolic(2164) - Trzaska koca(2151)
Widząc przepiękną pogodę
postanawiamy nie zasypywać gruszek w popiele tylko ruszać jak najwyżej
w Słowenii czyli na Triglav. Stacją pierwszą ma być schronisko Trzaska
Koca gdzie zamierzamy przenocować. Zbieramy się rankiem i tzw.
mulatierą powyżej Doliny Zadnijica w czymś co zwie się Korita wchodzimy
w załomy skalne przechodząc pod nawiasami, z który ciągle
coś się musi usypywać bo wszędzie kupki gruzu. Do samej Trzaskiem Kocy
idziemy chyba 4,5h mając ciężkie plecaczki, po drodze łapiemy wodę
skapującą ze ściany woreczkiem foliowym, jest bardzo gorrrrąco!! Samo
dojście do schroniska a przynajmniej jego końcowy fragment jest bardzo
malowniczy, zwłaszcza, że nadzieję podsyca widok, złudny zresztą, że
już tak blisko do chatki.
Wychodząc z zamiarem noclegu tutaj baliśmy się, że nie będzie można
przenocować bez rezerwacji ale informacja turystyczna uspokoiła nas, że
po sezonie mają luz. W chatce bierzemy najtańsze miejsca co i tak
wychodzi po około 50PLN na łebka ale nic romantycznie jak na honey moon
przystało nocujemy na poddaszu upchani jak śledziki w marynacie. Jakieś
15 osób w mikroskopijnym pomieszczeniu same chłopy i jedna
ja:) Mężuś szlachetnie zaopatrza mnie w zatyczki do uszu na wypadek
gdyby ktoś chrapał. Oczywiście po jakimś czasie rzeczywiście budzi mnie
chrapanie z bardzo bliskiej odległości i okazuję się ni mniej ni
więcej, że to mój osobisty rycerz (WOW!!!) Czujemy się jak
dzieci na wakacjach, więc nie myjemy się zbytnio, wszystko bardzo
drogie tu strasznie ale zamawiamy herbatę i cieszymy się. Noc jest
bardzo mglista, ale jest nastrojowo:)
Dzień 4 (2005.09.16) - Trzaska koca(2151) - Skrbina(2650) - Triglav(2864) - Dom Planika(2401) - Dolic(2164) - Trzaska koca(2151) - Skok - Zadnjica - Trenta na Logu(620)
Rano ambitnie postanawiamy wyruszyć
superwcześnie, wychodzimy przed schronisko a na zewnątrz mgła, że widać
na parę metrów. Podłamujemy się lekko, wahamy chwilę,
wyruszamy i zawracamy za chwilę, aby znów wyjść za parę
minut. Droga jest troszkę jak zaczarowana nic nie widać, idziemy w
ciemno, mijamy po kolei kilkoro ludzi wyłaniających się z mgły, w końcu
osiągamy podstawę piramidy Triglava
wynurzającej się piargów. Opadły mgły!!! Triglav jako żywo
przed nami. Składamy kijki i zacieramy ręce do wspinaczki. Szybko
docieramy do Triglavskiej Skrbiny (2659) a stamtąd już niedaleko i
łatwo na wierzchołek. Na szczycie oczywiście sporo ludzia:).
Polaków nie spotkaliśmy, ale dużo innych maści jak
najbardziej. Na samym czubku Triglava (2864) stoi sobie Aljażev Stolp
przedziwna metalowa puszka z daszkiem udająca schronienie w
rzeczywistości to raczej ściągacz piorunów. Za to w środku
warta zobaczenia dookolna panorama z Triglava. Napawamy się widokiem aż
miło (widać nawet Wysokie Taury!!) wysyłamy sesemeski, pstrykamy foty,
ogarnia nas błogie lenistwo. Postanawiamy złazić do Domu Planika żeby
nie było tą samą drogą. Zejście jest fatalne, osypujące się, gdyż nie
idziemy przez Mały Triglav tylko skręcamy w szczerbinkę wcześniej. Za
nami sypią się kamienie, dobrze, że idziemy sami. Wokół Domu
Planika wita nas przepiękna panorama. Do Trenty wracamy na ostatnich
nogach. Zdobyliśmy Triglav!!!
Dzień 5 (2005.09.17) - Trenta na Logu(620) - Koca pri Izviru Soce(886) - Izvir Soce - Koca pri Izviru Soce(886) - Trenta na Logu(620)
Rano budzi na fatalne zachmurzenie. Chcąc nie chcąc odkładamy ambitne plany Jalovca i robimy przebieżkę rekonesansową asfalcikiem (a jakże!!) do Kocy pri Izviru Soce. Widoki po drodze supermarniawe, w drodze powrotem deszczyk nas dobawia konkretnie, o butach nie wspomnę..
Dzień 6 (2005.09.18)
Dziś pogoda super pies - gruby jamnik dno..Leje jak z cebra od rana do wieczora. Maszerujemy więc do karczmy zobaczyć czym na co dzień obżerają się Słoweńcy. Mają dziwne pierogi, na słodko z gruszką suszoną, orzechami, bardzo słodkie - po dwóch ma się dość. Najadamy się jak trza nawet bez bankructwa:)
Dzień 7 (2005.09.19) - Trenta na Logu(620) - Koca pri Izviru Soce(886) - Vrsic(1611) - Postarski dom(1688) - szosa Vrsic-Trenta - Trenta na Logu(620)
Psa ciąg dalszy.. Pogoda fatalna jakieś załamanie chyba. Nieugięci zamierzamy dotrzeć na Vrsic - malowniczą (na pocztówkach - w ładnej pogodzie) przełęcz gdzie chcemy zdecydować co dalej. Docieramy tam okrężnie by nie iść asfaltem i oczywiście w całkowitej samotności. Na Vrsic ze sławnego widoku wielkie hy.. Mgła nieprzebrana oko wykol. Zaliczamy herbatki w obu schroniskach i marzymy, że gdzieś tam jest Prisojnik, gdzieś tam Mala Mojstrovka. Morale okropnie spada wraz ze wzrostem zachmurzenia. Oglądamy z oddali zaśnieżony Jalovec nie mniej zaśnieżony Prisojnik. Wracamy malowniczą doliną Socy, rzeczki o niezwykłej turkusowej barwie, jakby ktoś Ludwika dolał. Po drodze spotykamy pierwszego zimowita, czyli zwiastuna jesieni, którego witam okrzykiem: Zimowit!! O mało nie doprowadzając do zawału serca mężusia pogrążonego w letargu.
Dzień 8 (2005.09.20) - Trenta na Logu(620) - Spodnja Trenta - Soca(480) - Spodnja Trenta - Trenta na Logu(620)
Oczywiście od rana znów pogodowa fujnia.. Leziemy więc 9 km Doliną Spodnja Trenta aż do miejscowości Soca, gdzie znajduje się lepiej zaopatrzony sklep, w którym po raz pierwszy kupujemy jabłka. Mniodzio!! Sprawdzamy też gdzie jest wejście szlaku na Bavski Grintavec. Po drodze mijamy osła. Pierwszy raz na wolności widzę to zwierzę, oczywiście nie chce słuchać naszych nawoływań, żeby zrobić mu ładne zdjątko.. wredota
Dzień 9 (2005.09.21) - Trenta na Logu(620) - Soca(480) - Lemovje - Planina nad Soco - Predolina - Bavski Grintavec(2347) - Pot Prijatelstva - Planina Zapotok(1385) - Zadnja Trenta-Flori(962) - Trenta na Logu(620)
Rannym autobusem (odkrywamy po jakimś
czasie, że jeździ pracowniczy autobus o 6 rano do Bovca) za tysiąc
tolarów podjeżdżamy do Socy i zagłębiamy się w najbardziej
odludny szlak naszego wyjazdu. Początkowo lasem buczynowym, poźniej po
zarośniętych jagodziskach wsinamy się urwistymi zakosami coraz wyżej.
Docieramy do Lemovje czegoś jak opuszczona osada. Wygląda troszkę
strasznie:) Później bardzo zarośniętą ścieżynką, aż do
Planiny nad Soco (1400), gdzie znajduje niby domek myśliwski. Stamtąd
Predoliną docieramy do podstawy piargu wynoszącego nas coraz bliżej
wierzchołka. Poźniej jeszcze tylko kilka metrów ręcznego
podciągania się w łatwym kominku i parę metrów urwistych
trawiastych osypisk chyba najtrudniejszych, bo bardzo stromych.
Na wierzchołku (2347) wita nas ziąb przeokrutny i niewielki widok, co
chwila coś się odsłania, ale nic do końca. Postanawiamy wypić coś,
rzucić na ząb i odnaleźć zejście na dół, co w tej mgle
zastanej nie jest takie proste. Decydujemy się na zejście
prawdopodobnie Pot prijatelstva krótką via ferratą ciężką do
schodzenia gdyż zmarzniętymi rękami trzeba łapać się za metal. Fuj..Od
Kanskiego prevalu idzie już jak z płatka a widok na Srebrnjak i
Trentski Pelc zapiera nam dech w piersiach. Wyglądają jak zęby ostre
wypiętrzone wrr..Z czasem wchodzimy w rzadki las gdzie witają nas
ostatnie rododendrony. Schodzimy coraz niżej aż do koryta wyschniętej
rzeki gdzie na szczęście postanawiamy podążać szlakiem, mimo iż koryto
wygląda zachęcająco. Za jakiś czas widzimy, iż koryto wyprowadza do
urwiska.. Cały czas towarzyszy nam szum wodospadu Slap pod planino
Zapotok, który co prawda słabo widać ale słychać doskonale.
Zejście jest mozolne, długie i wyczerpujące, ale widoki na Prisojnik i
Pelc nad Klonicami nam wszystko wynagradzają. Przy Flori spotykamy
pierwszego człowieka, panią z pieskiem na spacerku:) Wracamy lekko
wypruci.
Dzień 10 (2005.09.22) - Trenta na Logu(620) - Zadnjica - Zadnjiski Dol - Cez Dol(1632) - Zasavska Koca(2071) - Trebiski Dol - Trenta na Logu(620)
Żegnamy się z Julijcami szlakiem
powtórkowym do Zasavskiej Kocy z zamiarem wejścia na Spicje.
Oczywiście mozół lasu przez 2 godziny nas poraża wybieramy
więc Zadnjicę i Zadnjiski Dol dla odmiany. Docieramy, a tutaj po paru
dniach nieobecności jakaż zmiana. Przyszła jesień.. Wszystko zmieniło
barwy i zrobiło się mega kolorowo.
W schronisku witają nas napisy higieniczne: 'Prosimy zabierać śmiecie
ze sobą na dół!' we wszystkich językach. Z Polski jak
najbardziej godny, drukowanymi na największej kartce :) Nasi tu byli!!
Robimy krótki kawałek w kierunku M. Spicje gdzie zastajemy
wygłady lodowcowe pocięte rowami spękań wygląda jak na Marsie. Kręcimy
filmik - relację ale nic nie słychać, wiatr zabiera całą fonię. Za
chwilkę jakąś mężuś stanowczo odmawia dalszej drogi. Pełna podłamka..
Wracamy więc chcąc nie chcąc pstrykamy Bavski Grintavec w odali czyli:
tam byliśmy! i wszystko co widać dookoła. Wracamy - smutno, że już
koniec:(
Dzień 11 i 12 (2005.09.22 i 2005.09.23)
Wracamy tak jak przybyliśmy nie licząc taksówki. Wsiadamy w pracowniczy do Bovca znów za tysiąc tolarów choć to dwa razy dalej niż do Socy, widać kierowca lubi tylko pełne nominały, a potem z Bovca do Tolmina, stamtąd do Goricy, potem do włoskiej jej części, pociąg do Udine i mega spóźniony autokar do Polski i mega zmęczone nogi przy wysiadaniu. Czujemy duży niedosyt Julijców. Szczególnie brak Jalovca i Prisojnika daje się we znaki. Do dziś czujemy to w kościach. Trzeba więc będzie znów obrać kurs na południe:)